czwartek, 28 września 2017

Miriam Szadek to niebezpieczna fanatyczka religijna

Notatkę niniejszą sporządzam będąc pod wpływem porażenia, jakiego doznałem wskutek zetknięcia się z okładką ostatniego nru pisowskiego ,,Do Rzeczy". Gazeta ta zamieściła obelżywą okładkę z Miriam Szadek i podpisem ,,Grożono mi, ale chronią mnie anioły". Nie wiem kto wykreował ją na jakiegoś znawcę Orientu, ale biorąc pod uwagę choćby samą urodę, musiał ten ktoś być prawdziwie na szpakach karmiony. Ta szemrana postać, którą koniecznie główne stacje chcą wypromować na wybitnego znawcę ,,z regionu", buduje usilnie iście kaznodziejski przekaz o swojej misji Kasandry. Nachalność jej i parcie na szkło są zniesmaczające. I wszyscy jej na to pozwalają, udostępniając hojnie czas antenowy, którego przez to brakło dla jakiegokolwiek arabisty.

Z przytoczonego tytułu na okładce, bije fanatyzm religijny, za który powinna odpowiedzieć karnie. Ktoś, kto wierzy w ochronną moc aniołów ma być zapraszany do mediów i przedstawiać tam jakieś przebiegłe hasła swoich mocodawców?! O czym jest wywiad? O ,,potrzebie delegalizacji islamu" i różnych debilnych uzasadnieniach tego nieludzkiego pomysłu. Cała ta Szadek powinna, zamiast udawać znawcę tamtej kultury, wytłumaczyć skąd w tak młodym wieku miała kapitał, dzięki któremu założyła swoje przedsiębiorstwo ,,Shadek Investment" (poprzez nie rozpoczęła działalność charytatywną). Kobieta ta zdradza objawy psychopatyczne i za szerzenie ekstremizmu religijnego w postaci ostentacyjnego naruszania zasady świeckości państwa, powinna trafić do więzienia. Dlaczego tygodnik o zasięgu ogólnokrajowym ma w oczach społeczeństwa próbować legitymizować promowanie postaw spirytystycznych, sekciarskich?

Jakich czasów doczekaliśmy, że w Polsce, w poczytnych głównego nurtu gazetach, padają bez żadnego pudru nawoływania rodem z komentarzy na yt? Każdy kto nad Wisłą postuluje takie pomysły, jest nie tylko skończonym ignorantem, ale i bezczelną świnią. Powiedzieć, że islam należy zdelegalizować, znaczy to napluć na tysiące polskich bohaterów narodowych, którzy pod zielonym sztandarem walczyli przez dekady o niepodległość! O tych dzielnych muślimach i patriotach piszę w jednym z suplementów do przygotowywanego przeze mnie przekładu pewnej zachodniej książki historycznowojskowej sprzed stulecia. Ukaże się ona jeszcze w bieżącym roku.

Już by jej tam za takie szczekanie pan kapitan Wincenty Kruszewski palcetem przez pysk wyciął!

wtorek, 12 września 2017

Zmarł profesor Janusz Durko

Wielcy Polacy odchodzą z tego łez padołu w zastraszającym tempie. Nie oschły jeszcze łzy płaczu po prof. Bogusławie Wolniewiczu, a już los zabrał od nas w zeszłym tygodniu prof. Janusza Durko.

Ten wybitny naukowiec zmarł 6 września w wieku 102 lat. Syn uczestnika rewolucji 1905-1907, był bodaj ostatnim żyjącym uczniem prof. płk. Wacława Tokarza (oczywiście, pomimo to, nikt przez tyle lat nie wpadł na pomysł przeprowadzenia z nim wywiadu nt. swego mistrza). W swych dociekaniach historycznych zgłębiał przede wszystkim dzieje polskiego ruchu robotniczego przełomu XIX i XX w. Pracę magisterską obronił jeszcze przed wojną, a w 1948 r. uzyskał stopień doktora za rozprawę ,,Początku ruchu socjalistycznego w Królestwie Polskim". Od 1945 r. był pracownikiem IPN (w latach 90. wrócono do tej nazwy z okresu stalinowskiego; dziś, biorąc pod uwagę fanatyczny a tępy antykomunizm tej instytucji, traktuję jej oficjalne miano jako żart). Od 1947 do 1951 wykładowca w Akademii Nauk Politycznych. W latach 1951-1954 kierował Archiwum Wydziału Historii Partii przy PZPR, a w okresie późniejszym Zakładem. Historii Partii. Przez 52 lata był dyrektorem Muzeum Historycznego Miasta Stołecznego Warszawy, równolegle od 1972 do 1981 r. stał na czele Centralnego Archiwum PZPR.

Do głównych osiągnięć naukowych Zmarłego należy zredagowanie w 1954 r. ,,Wielkiego Proletariatu" (Warszawa 1954) oraz przygotowanie do druku II, III i IV tomów ,,Pamiętników" Bolesława Limanowskiego. Szczególne znaczenie ma opracowanie zbioru ,,W pracy i w walce. Wspomnienia robotników warszawskich z przełomu XIX i XX wieku" (Warszawa 1970), w której to książce prof. Durko dokonał ogromnego wysiłku zebrania i uporządkowania wspomnień proletariuszy stolicy sprzed 70 lat. Tom ten stanowi doskonały wybór źródeł ukazujących panujący wówczas wyzysk kapitalistyczny, jak i brutalność caratu w duszeniu niższych klas społecznych. Ponadto był autorem szeregu haseł do ,,Słownika biograficznego działaczy polskiego ruchu robotniczego", inicjatywy bardzo potrzebnej, której niestety nie zdążono już dokończyć.

Należał do grona Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.

niedziela, 10 września 2017

Hitler socjalistą, czyli o robieniu pieniędzy przez Zychowicza

Płycizna intelektualna debaty publicystycznej w III RP dowodzi jak marne są umysłowo obecne elity w porównaniu do PRL. Czytam, że jacyś terroryści w Wiedniu zbezcześcili pomnik Sobieskiego, wymalowując napis ,,nazista". Czekam na kolejną dyskusję w rodzaju: czy Leonidas był faszystą? Równie dobrze mógłbym wykazywać, że Lenin to w rzeczywistości nacjonalista, bo przecież chwalił włoskich nacjonalistów i przyrównywał do rosyjskich proletariuszy.

Chcę zwrócić uwagę na jeden istotny niuans, pozostający na marginesie sporu. Otóż kolejny raz mamy sytuację, w której Zychowicz rzuca możliwie najdurniejsze i najbardziej absurdalne hasełko rzekomo po to, by ,,zainicjować dyskusję" (w ten sposób pokazuje jaki jest otwarty), robi nikomu poza nim samym niepotrzebny szum w celu... przecież nie w celu otwarcia jakiejś nowej płaszczyzny dyskusji, bo fora internetowe czy komentarze na yt od kilku lat aż się roją, przy wyświetleniu danego tematu tekstami, że:
A. należało sprzymierzyć się z III Rzeszą;
B. Piłsudski powinien zlikwidować na świecie komunizm;
C. Hitler był lewakiem.
W przypadku C można nawet zastosować parafrazę prawa Godwina.
Wszystkie powyższe punkty to rzecz jasna bajki dla umysłowych gimnazjalistów z syndromem poszukiwacza niewygodnej prawdy w możliwie najprostszej formie. Tak więc Zychowicz walczy z kolejnym ,,pomijanym zagadnieniem", którego ,,kontrowersyjność" sam sobie wymyślił. Tematy są jednak tak dobrane, a książki tak napisane, by mógł po nie sięgnąć statystyczny przedstawiciel rzeczonego środowiska. I oto debata z jakimś tam Semką, jakimś trzecioligowym profesorem z Instytutu Zachodniego (wiemy co to po '89 jest), na którą inni muszą coś odpowiedzieć, kręci się wokół idiotyzmu, jaki rzucił w charakterze darmowej promocji książki ,,Niemcy", omawiany tu grafoman na okładce poczytnej gazety, której jest redaktorem naczelnym. Teraz uzyskujemy sytuację, w której każdy lewicowy intelektualista musi coś odpowiedzieć na tak prymitywnie sformułowany, pretensjonalny zarzut wobec ich poglądów. Pojawia się zamieszanie, w jakim musi nieuchronnie paść argument ,,krytykujesz, ale czy w ogóle czytałeś jego książkę?" i na tym m.in. polega napędzanie tej maszynerii sprzedażowej.

Drażni mnie ta maniera, że takie zagadnienie jest ,,kontrowersyjne" (Semka, mówiąc to, ani się za tym nie opowie, ani nie odetnie się od sojuszników i jeszcze uda mądrego, bo wyważonego w sądzie). Nie, teza, jakoby Hitler był jakimś socjalistą czy lewakiem jest obliczona na zbijanie dołów elektoratu i pieniędzy dla Zychowicza, nie jest kontrowersyjna, tylko skrajnie durna. Tu nie chodzi nawet o ewentualną dyskusję o interwencjonizmie w III Rzeszy jako elemencie jakiegoś tam dziedzictwa po dawniejszej lewicy, tylko o to, że można powiedzieć coś tak głupiego i nieuczciwego, że Hitler był socjalistą. Jak wiemy, jak to w takich razach zwykle bywa, państwo nazistowskie realizowało, tak jak poniekąd faszystowskie we Włoszech, interesy kapitalistyczne i im służyło, co udowodniono. Że pewnie sam Hitler w to nie wierzył, jakie może mieć znaczenie w debacie? To stawianie wszelkiej logiki na głowie, żeby tylko zabawić się w (pseudo)ekspertów. Żeby było jasne, sam się nie czuję żadnym znawcą tematu, sprawy te nawet mnie nie interesują, ale na tyle mam rozumu, by zaprotestować przeciw barbarzyńskiemu zalewowi rozwrzeszczanej ignorancji. Na czele tych bezrozumnych hord stoi Zychowicz. Chodzi o to, by każdy problem maksymalnie spłaszczyć, strywializować i zmanipulować, odwrócić wektory, bo tylko w ten sposób można łatwo i w miarę skutecznie (tłumacz się, że nie jesteś wielbłądem) wyposażyć prawackich wyborców w trudno zatapialne ,,argumenty", jak też w ogóle przyciągnąć uwagę tych troglodytów. Nie ma takiej głupoty, w którą by ludzie nie uwierzyli, pod warunkiem, że się im przedstawi, iż nie jest to pogląd odosobniony. Wytyczne sponsorów są proste: ma królować antyintelektualizm, obojętnie czy w formie obrony praw biednych sarenek przed złymi myśliwymi, czy w twierdzeniu, że ,,Hitler to też socjalista, czyli wasz kuzyn". Co będzie następne: że fuhrer nie wiedział o gazowaniu Żydów?

Nie wklejam tu żadnego zdjęcia gazety z okładką przedstawiającą wodza III Rzeszy, bo się takich rzeczy brzydzę. Zawsze zastanawiało mnie, jak można się interesować taką nudną, bezbarwną i schematyczną postacią, symbolem wręcz kiczu.